środa, 4 grudnia 2013

Holly oglądała TLC, kiedy usłyszała znany warkot silnika. Czarny jeep podjechała na podjazd jej domu. Usłyszała trzaśnięcie drzwiami i szybki kroki na żwirowej ścieżce prowadzącej na werandę. Holly wygrzebała się spod koca, zeszcza z kanapy i poczłapała do drzwi. Równo z puknięciem w dębowe drewno Holly dotarła do przedpokoju. Darowała sobie spojrzenie przez judasza. Przecież dobrze wiedziała, że to jej Shane. Otworzyła drzwi i rzuciła się na szyję swojemu chłopakowi, który odwzajemnił uścisk i weszli do środka. Usiedli na kanapie, Holly przykryła się kocem i na wpół leżąc przyciszyła telewizor.
-Opowiadaj, co się stało, że odwołałaś naszą dzisiejszą randkę?
-Nie bardzo wiem, od czego zacząć...
-Najlepiej od początku.- powiedział Shane z zamyśloną, nieco przestraszoną miną.
-Znalazłam kolejny klucz.
-Jaki klucz?

-Niewidzialny klucz.- mina Shane'a przybrała pytający wyraz.- Oh... no tak. Zapomniałam Ci powiedzieć... W takim razie, już Ci wszystko wyjaśniam.- opowiedziałam mu szczegółowo jak znalazłam pierwszy klucz w księgarni i jak znalazłam drugi u mamy w aptece i o tej dziwnej historyjce zakochanych.- Co o tym myślisz?
-Myślę, że stanowczo za dużo wiesz.- odparł Shane rozzłoszczonym głosem i zacisnął mocno rękę na jej szyi. Holly nie mogła złapać powietrza. Szamotała się, próbując się uwolnić, ale nie dało to żadnych skutków. Shane był za silny.
Dlaczego on jej to robi? Co to ma w ogóle znaczyć? Dlaczego Shane ją dusi?! W głowie Holly kłębiło się mnóstwo pytań.
Shane zaczął zmieniać postać. Holly wybałuszyła oczy. Jej chłopak zmienił się właśnie w chłopaka z tej dziwnej, magicznej opowieści.
-A teraz wiesz jeszcze więcej. Twój pech.- powiedział chłopak. Wziął lampkę nocną, która stała na stoliku obok kanapy i przywalił nią Holly w głowę. Dziewczyna przestała się szamotać. Szczątki potłuczonej lampy rozsypały się wkoło jak konfetti, plamiąc dywan, koc i kanapę na szkarłatny kolor krwi. Chłopak zarzucił ją sobie przez ramię, wziął jej telefon i skierował się w stronę drzwi. Wyszedł z domu. Podszedł do auta, otworzył tylne drzwiczki i rzucił Holly na siedzenia. Usiadł za kierownicą, odpalił auto i odjechał w stronę centrum.
Chłopak miał szczęście. Spoglądając we wsteczne lusterko zobaczył podjeżdżającego pod dom czarnego jeepa Shane'a. Samochód, w którym jechał tajemniczy chłopak i Holly zamienił się w niebieskiego Passata b5 i wtopił się w tłum samochodów zjeżdżających się pracowników na lunch.

niedziela, 13 października 2013

Rano zadzwonił do niej Shane. Umówili się wieczorem do kina na jakąś nową komedię. Popołudniu Holly poszła z mamą do apteki pomagać jej w porządkach na zapleczu. Spędziła tam co najmniej 2 godziny. Nim zobaczyła, że już pora wracać do domu i szykować się na randkę, znalazła coś między starymi lekami. Klucz. Kolejny, niewidzialny klucz. Co to wszystko, do cholery ma znaczyć? Kiedy wzięła go do ręki, poczuła ciepło a na jej ręce zaczęły pojawiać się małe, czarne symbole. Holly poczuła się dziwnie i zrobiło jej się słabo.
-Holly!- zawołała jej mama.- Nie jesteś głodna? Mam tu... O Boże!- Matka podbiegła do Holly najszybciej, jak potrafiła.- Dobrze się czujesz? Nic Ci nie jest? Holly! Odezwij się!
-Mmmm.- Holly tylko coś wymruczała, bo myślami była gdzieś indziej. Klucz dalej ciążył w jej ręce, a ciało płonęło, jakby miała wysoką gorączkę. Miała sen na jawie. Przeniosła się myślami do Paryża, 1803roku. Widziała przed sobą parę nastolatków, stojących na moście, którego budowa nie została jeszcze zakończona. Była chłodna noc. Zakochani mięli ze sobą kłódkę. Zapięli ją razem na barierce mostu. Szczęśliwi z tego czynu, pocałowali się. Ot, skromny buziaczek. Nagle Holly zrobiło się ciemno przed oczami. Cisza. Ciemność. Chłód. I światło ulicznej latarni przedarło się do niej. Wtedy zobaczyła tych samych nastolatków. Ale... nie wyglądali tak samo, jak wcześniej. Holly widziała dziewczynę, na oko w jej wieku i chłopaka nieco starszego. Z ich głów wyrastały kocie uszy a powietrze przecinały dwa ogony. Ogon dziewczyny był chudy i długi z kulką czarnej sierści na końcu. Ogon chłopaka był dużo krótszy i grubszy. Oba wyglądały, jakby żyły własnym życiem. Wiły się, latały i wyginały na wszystkie strony. Oczy nabrały innego kształtu, a źrenice zamieniły się w paciorki. Holly widziała klucz, którym para zamknęła kłódkę. Był masywny, zdobiony i tak czarny, jak sierść ludzi-kotów.  Kiedy para wrzuciła klucz do rzeki, ich ogony splątały się ze sobą, a oni sami pocałowali się na dowód swojej wiecznej, młodzieńczej miłości. Holly poczuła zawroty głowy. Zamrugała oczami i znalazła się z powrotem na zapleczu apteki. Matka coś do niej mówiła, ale Holly nie była w stanie niczego zrozumieć. W głowie jej szumiało a w ustach jej zaschło. Czuła się , jakby była na kacu i miała ochotę wymiotować. Każdy najmniejszy ruch przyprawiał ją o palący ból w piersi i zawroty głowy. Ledwo łapała oddech. Była biała jak ściana. Holly zwymiotowała na jakiś karton z przeterminowanymi lekami na bóle brzucha. I nagle wszystko ustało. Tak nagle, jak się zaczęło.
-Holly, jak się czujesz? Słyszysz mnie? Kurwa, powiedz coś!- Emmie płynęły łzy po policzkach. Holly zrobiło się przykro, że tak nastraszyła mamę.
-Nic mi nie jest. Już dobrze. Musiałam zjeść coś nieświeżego.
-Dzięki Bogu!- wykrzyczała Emma i przytuliła córkę.- Chodź, zawiozę Cię do domu, musisz odpocząć.- powiedziała z troską. Holly się nie sprzeciwiała. Wstała, nadal trzymając w ręce klucz. Wyszła z apteki i usiadła na miejscu kierowcy w starym Fiacie Panda swojej mamy. Zapięła pas i czekała, aż mama zamknie aptekę.
-Na pewno już Ci lepiej?- zapytała Emma siadając za kierownicą.- Jesteś pewna, że nie chcesz jechać do szpitala?
-Tak, mamo. Naprawdę już mi lepiej. To chyba ten makaron, który zjadłam wczoraj na kolację. Od apteki do jej domu dzieliły 4 skrzyżowania ze światłami i jakieś 10 minut jazdy. Mama zawsze była zbyt leniwa, żeby chodzić do pracy na piechotę. Holly spojrzała na telefon.
-O nie!- wykrzyknęła widząc, że jest już szósta trzydzieści. Była umówiona z Shanem na siódmą.
-Co się stało?
-Umówiłam się z Shanem do kina. Mam tylko pół godziny, na wyszykowanie się!
-Przykro mi, moja droga, ale nigdzie nie pójdziesz.- odrzekła z surową miną jej matka zatrzymując się na czerwonym świetle.
-Co? Jak to? Dlaczego?
-A no dlatego, że zarzygałaś mi pół zaplecza?- odpowiedziała sarkastycznie.- Nigdzie się nie wybierasz.
-Ale mamo...
-Powiedziałam: „nie” i koniec dyskusji!- Holly zrezygnowała z dalszej kłótni. Wiedziała, że nic jej to nie da. Kiedy dojechały do domu, Holly położyła się w salonie na kanapie i przykryła kocem. Mama przyniosła jej gorącej herbaty i wróciła do pracy. Holly zadzwoniła do Shane’a.
-Cześć słonko, szykujesz się już?
-Przykro mi, nie mogę iść.
-Co? Ale jak to? Coś się stało?
-Tak. Przyjedź do mnie, dobrze?
-Jasne! Zaraz u Ciebie będę.
-Kocham Cię.- powiedziała Holly, kończąc tym ich rozmowę. Włączyła telewizor i czekała na przyjazd najlepszego chłopaka na świecie.
   

niedziela, 8 września 2013

Następnej nocy nie wydarzyło się nic, zupełnie nic. Żadnych koszmarów, żadnych nieproszonych gości ani żądanych wyjaśnień. Tylko cisza i spokój. Rano Holly poszła do pracy. Dzisiaj do księgarni miała przyjechać dostawa, więc dzisiaj szef nie pozwolił jej wziąć wolnego. Szef kazał jej rozpakować dwa duże kartony, ale nie pozwolił jej ruszać jednego kartonu, który stał w kącie. Holly co chwila na niego spoglądała. Był mniejszy od tych, które miała rozpakować i był czerwony. Dlaczego pan Galoway nie pozwolił jej go ruszać? Kiedy Holly skończyła rozpakowywać kartony i poukładała książki na półkach była piąta po południu. Do zamknięcia została jeszcze godzina, a on zrobiła już wszystko, co przyszło jej do głowy. Usiadła za ladą i zabrała się do czytania jednej z nowych książek. Czytanie nie szło jej jednak za dobrze, bo cały czas myślała o tym kartonie na zapleczu. Nie można zaprzeczyć, że Holly to ciekawska osoba. W końcu jej ciekawość zwyciężyła i poszła na zaplecze otworzyć te tajemnicze pudło. Otwiera karton iii... niem tam nic ciekawego, oprócz jakiś starych, gówno wartych ksiąg. Wyjęła jedną, drugą, trzecią, czwartą, piątą i widzi coś pod spodem, coś jak drugie dno. Otwiera je, a tam kolejna księga. Eh, spodziewała się czegoś ciekawszego, chociaż jakby nie patrzeć, to jest księgarnia, więc co mogłoby być w tym kartonie, jak nie książki? Wszystkie okładki były czerwone z pożółkłymi kartkami, oprócz tej jednej ukrytej głębiej, która była cała czarna. Zainteresowało ją to. Otworzyła książkę, ale jej strony nie były zapisane. Były puste. Całe czarne, ale bez żadnych liter. Holly bardzo się zdziwiła. Otworzyła jedną z tych czerwonych, grubych ksiąg, ale nie potrafiła nic przeczytać, bo wszystko spisane było w jakimś nieznanym jej języku. Żadnej innej księgi też nie potrafiła przeczytać. Spojrzała na zegarek, dochodziła szósta. Pora zamykać księgarnię i wracać do domu. Holly owinęła starannie czarną księgę w materiał, ale wkładając ją do kartonu, poczuła coś na dnie. Spojrzała do środka, ale niczego tam nie było. Jeszcze raz dotknęła dna kartonu i poczuła coś zimnego, długiego i wąskiego. Zmacała do dokładnie i przypominało jej to klucz. Niestety, nie mogła zobaczyć, co to jest. Klucz był niewidzialny. Włożyła go szybko do kieszeni spodni i pochowała książki. Zakleiła karton z powrotem i poszła zamknąć księgarnię. W drodze do domu wstąpiła do Common Graund. Shane dzisiaj pracował, co tylko przysporzyło się do tego, żeby wstąpić tam na cappuccino.
-Cześć słońce.- powitał ją Shane kiedy tylko przekroczyła próg kawiarni. Uśmiechnął się, od czego połowa dziewczyn zebranych przy stolikach mdlała i ciężko stękała.- Jak Ci minął dzień?
-Nudno, jak zawsze kiedy siedzę w pracy.- odpowiedziała przytulając się do niego. Ten widok już nie bardzo podobał się dziewczynom. A już na pewno nie podobało im się to, jak Shane chwycił jej twarz i przyciągnął do swojej. Ich usta spotkały się w krótkim pocałunku. Holly myślała, że te dziewczyny zaraz rozszarpią ją tam żywcem. O tak, z pewnością im się to nie spodobało. Holly dostała cappuccino i czekała na Shane’a. Kiedy już Shane skończył pracę, poszli na spacer, który skończył się pod domem Holly. Pożegnali się i Holly weszła do domu. Zrobiła sobie kolację, wykąpał się i poszła oglądać z rodzicami telewizję. Ten wieczór, jak każdy inny był spokojny, tak samo, jak noc.

środa, 4 września 2013

Holly poszła na noc do Shane'a na wypadek, gdyby sen się powtórzył. Miała zły sen. Znowu. Leżała teraz z Shanem w łóżku, ale nie mogła się ruszać. Shane spał. Przed łóżkiem Holly zobaczyła zakapturzoną postać. Shane obudził się i rzucił w intruza lampą. Postać w kapturze stała nieruchoma a lampa odbiła się od żółtego pola, które go otaczało. Nagle Shane poczuł łaskotanie na całym ciele, ale nie mógł się ruszyć. Otaczało go niebieskie pole.
-Skoro już nie możecie się ruszać, posłuchajcie mnie teraz uważnie.- powiedział męski głos, który pochodził od strony intruza.- Poprzedniej nocy mięliście pewien sen... Byłem tam, prawda? Więc tak, musicie się teraz skupić, bo nie będę wam tego więcej powtarzał.- powiedział.- Teraz jesteśmy we śnie. Waszym wspólnym. Gdybyście mogli mówić pewnie zapytalibyście mnie, jak to możliwe? Więc powiem tylko tyle, że to moja słodka tajemnica. Dlaczego chcę, żebyście uczestniczyli w tych snach razem? Dlatego, że oboje jesteście bardzo ważni i potrzebni w świecie Clordak. Jesteście aniołami zesłanymi na ziemię, żeby zaprowadzić pożądek w innym wymiarze. Ktoś manipuluje wampirami, które próbują zyskać władzę nad naszym światem. Ja, jako przywódca wampirów zwracam się do was z prośbą, abyście spróbowali zapanować nad chaosem w Clordak. Trzeba również unicestwić osobę odpowiedzialną za napady na nasze wampiry. Mam nadzieję, że zrozumieliście. Do zobaczenia.- Przywódca zakończył swoją opowieść. Holly i Shane obudzili się z tego snu, ciężko dysząc. Shane spojrzał na Holly i powiedział:
-Kurwa, ja tego nie wytrzymam.

Rano cała czwórka siedziała w Common Graund i rozmawiała o swoich snach z ostatniej nocy.
-Zakapturzona postać z wcześniejszego snu zatrzymała mnie w tym niebieskim, paraliżującym polu i powiedziała mi, że nadszedł czas na moją przemianę, ale muszę uważać na zło, które będzie próbowało przeciągnąć mnie na ciemną stronę.- powiedziała Katie.

-U mnie również była ta postać i powiedziała, że mam strzec się przed złem, które czyha za rogiem i że jestem jednym z najłatwiejszych celów.- zwierzyła się Amy.
-Nam powiedział, że jesteśmy aniołami, którzy mają pokonać źródło zła. Powiedział też, że wampiry i cały świat Clordak potrzebuje naszej pomocy.- powiedziała Holly.
-Czyli nam wszystkim śnił się ten sam zakapturzony przywódca nieistniejącego świata z innego wymiaru i naopowiadał jakiś bajeczek o wampirach i aniołach. Zajebiście, po prostu zajebiście!- podsumował wkurzony Shane.

wtorek, 3 września 2013


Cała trójka podskoczyła na dźwięk dziewczęcego głosu.  Holly i Shane odwrócili się i ujrzeli Amy. Stała blisko ich, nie wiadomo, jak dużo słyszała z ich rozmowy.
-Co ty tutaj robisz?!- zapytała Holly.- Wystraszyłaś nas, do jasnej cholery!
-Przyszłam do was, bo też miałam ten sen.- przyznała zawstydzona Amy.- Przepraszam, nie chciałam was wystraszyć.- przyznała.
-A nie mogłaś zadwonić do drzwi, jak normalny człowiek?!
-Shane, Holly, wam też się to śniło?- zapytała Amy.
-Tak.- odpowiedzieli jednocześnie.- Opowiedz nam swój sen.
-Dobrze.- powiedziała i usiadła obok Katie.- Więc tak, dostałam sms na komórkę. Był zapisany szyfrem. Było na nim tylko: „C1172HK.” Pół dnia myślałam, co to może oznaczać. Tworzyłam setki możliwości i nie mam pojęcia jak, ale zinterpretowałam to tak: C jak Crustizz, 1172 to numer budynku pizzerii. H jak Holly a K jak Katie. Więc od razu, kiedy udało mi się to rozszyfrować, udałam się do pizzerii. Jednak po drodze spotkałam Ciebie, Shane. Zaburczało mi w brzuchu i zakłuły plecy. Po chwili już nie panowałam nad swoim ciałem. Robiłam to, co podawał mi mózg. Podbiegłam do Shane’a i zaatakowałam go. Miałam ochotę go zjeść. Wyglądał dla mnie tak smakowicie jak udko kurczaka dla wygłodniałego, bezpańskiego psa. Shane zaczął uciekać więc go goniłam. Czułam głód, którego nie potrafiłam stłumić. Nie potrafiłam także odzyskać panowania nad swoim ciałem. Czułam się tak, jakby to koś inny za mnie decydował. Doszło do walki w lesie i wtedy mi uciekł. Goniłam go a keidy go zauważyłam, chciałam do niego podbiec. I wyczułam was. Dlatego nie ruszyłam się z miejsca. Katie umieściłam w jakiejś kuli, zaatakowałam Shane’a od tyłu, żeby pozbawić go przytomności. Poczekałam aż pobiegniesz mu na ratunek i wtedy dopiero zaatakowałam. Najadłam się wami do syta i potem podeszłam do Katie. Nie uwolniłam jej. Poczekałam, aż przybędzie nadawca tego dziwnego sms’a. Nie mam pojęcia skąd wiedziałam, co mam robić. To wszystko było bardzo dziwne. Na końcu widziałam tylko zakapturzoną postać, która powiedziała do mnie: „Dobra robota, Dzika Sarno.” Wtedy odzyskałam panowanie nad ciałem, ale nie miałam już sił, żeby go utrzymać i zemdlałam. Nie wiem, co było dalej. Widziałam tylko ciemność i się obudziłam.
-Ale ty Katie zostałaś dalej przytomna, prawda?- zapytała Holly.
-Tak.
-Więc może nam powiesz, co było dalej?
-Potem ten zakapturzony człowiek podszedł do tej kuli w której była i powiedział: „Już przyszła Twoja kolej. Szykuj się.” I rozmył się w powietrzu. Potem się obudziłam. Obok mnie siedzieli rodzice. Mówili, że krzyczałam przez sen. Piszczałam tak, że obudziłam sąsiadów. Wykrzykiwałam też wasze imiona.
-I co to wszystko ma oznaczać, do cholery?- zapytał Shane.
Holly złapała telefon i zadzwoniłą do Katie.
-Cześć Katie. Jak tam u Ciebie?- zaczęła.
-Nie najgorzej, ale miałam w nocy straszny sen i nie potrafię się po nim pozbierać.- powiedziała. Holly przeszły dreszcze.
-Bądź u mnie za pół godziny. Musimy pogadać. Pilnie.- powiedziała tajemniczo i się rozłączyła.
Shane akurat zszedł po schodach na dół. Holly nie musiała nic mówić. Skinęła tylko głową potwierdzając, że Katie również miała zły sen tej nocy. Shane włożył buty, wziął kluczyki do auta i otworzył drzwi przed Holly. Pojechali do niej do domu. Weszli do środka i usiedli przed telewizorem, czekając na przybycie Katie. Po około piętnastu minutach, usłyszeli za oknem silnik samochodu. Holly podeszła do okna. Zobaczyła srebrne Porsche parkujące pod jej domem. Z samochodu wysiadła Katie. Holly poszła otworzyć jej drzwi.
-Cześć.- powiedziała.
-Hej. Co się stało, że chciałaś tak pilnie rozmawiać?
-Wejdź do środka.- powiedziała Holly otwierając szerzej drzwi. Katie weszła, nieco podejrzliwa i usiadła przy stole w jadalni naprzeciwko Shane’a.
-Czy coś się stało?
-Chcielibyśmy, żebyś opowiedziała nam swój sen. –zaczął Shane.
-To naprawdę bardzo ważne.- dodała miękko Holly sądząc, że uda jej się przekonać przyjaciółkę.
-Czy to było tą pilną sprawą?- zapytała zdziwiona.
-Tak Katie. To bardzo ważne.
-Nie chcę.- powiedziała Katie.
- Proszę Cię.- powiedział Shane.
-Nie. Nic wam nie powiem.- Katie się zdenerwowała i wstała od stołu.
-Katie, proszę.- powiedziała Holly bliska płaczu.- To jest naprawdę bardzo ważne.
-Dobrze. Dla Ciebie, mogę zrobić wszystko, ale nie będzie mi łatwo o tym mówić.
-Rozumiemy. Zaczynaj.- powiedział Shane.
-No więc, śniło mi się, że razem z Holly poszłyśmy do domu Amy. Niestety, nie było jej w domu, więc poszłyśmy na pizze do Crustizz.- Holly i Shane popatrzyli na siebie w tej samej chwili. Wiedzieli już, że miała ten sam sen. Chcieli jednak wysłuchać jej wersji, dlatego nie przerwali jej. Katie mówiła dalej.- Po zjedzeniu pizzy skierowałyśmy się w stronę domu Holly, ale poszłyśmy na skróty obok torów. Rozmawiałyśmy sobie, kiedy nagle Holly zatrzymała się i odwróciła. Ja poszłam jeszcze kilka kroków do przodu nie zauważając, że Holly została z tyłu. Odwróciłam się więc i zobaczyłam Ciebie jakieś 100 metrów od nas.- Te słowa wypowiadała patrząc się na Shane’a.- Byłeś cały we krwi. Powiedziałeś do Holly...
-...”Pomóż mi. Proszę.”- powiedzieli jednocześnie Holly i Shane. Katie popatrzała na nich z przerażeniem.
-Ale ale ale skąd wy to wiecie?!- przeraziła się.
-Katie, wszyscy mięliśmy ten sam sen.- powiedziała Holly.- Nam tez się to śniło. Tyle, że z naszego punktu widzenia, rozumiesz?
-Dlatego tak ważne jest, abyś dokończyła opowieść. My nie pamiętamy wszystkiego, musisz nas oświecić.
-Ddddobrze.- Wyjąknęła.- Więc Holly stała jak wryta a ty upadłeś wtedy na asfalt. Holly do Ciebie podbiega i usłyszałyśmy taki ryk, jakby lwa. I wtedy w waszą stronę skoczyła jakaś postać. Holly zasłoniła Cię swoim ciałem a ten stwór wylądował obok i skręcił jej kark.- Katie z trudem wypowiadała te słowa. Holly widziała, jak Katie popłynęła pierwsza łza.- Próbowałam się ruszyć, ale nie mogłam. Nie dlatego, że sparaliżował mnie strach tylko dlatego, że ta istota zatrzymała mnie w jakiejś niebieskiej kuli, która uniemożliwiała mi wszelkie ruchy. Mogłam tylko patrzeć. Potem stwór Cię podniósł i rozszarpał Ci gardło. Wyjadał Twoje wnętrzności i wyrzucił w krzaki obok drogi. Potem to samo zrobiła z Tobą.- powiedziała wskazując Shane’a. Wszyscy patrzyli po sobie nawzajem przerażeni.- Potem ten potwór podszedł do mnie i okazało się, że...- Katie nie mogła tego z siebie wydusić.- że to jest...
-Amy.- powiedział głos  dochodzący zza pleców Holly i Shane’a.


-Nie jest okej, Holly. Nic nie jest okej!- usłyszała następnego dnia od Shane’a.
-Shane, ale co się stało? To był tylko zły sen, nie ma się czym przejmować.- powiedziała Holly. Siedzieli sami u Shane’a w pokoju.
-Holly, ja też miałem taki sen.
-Cooooooo?!- Holly wytrzeszczyła oczy ze zdumienia.- Niemożliwe!
-Owszem, możliwe. Śniło mi się to samo, tylko że z mojego punktu widzenia. Sen zaczął się tym, ze wracałem od Ciebie z kolacji do domu i spotkałem Amy. Nie byłą w najlepszym humorze. Przez ułamek sekundy zmieniła się w krwiożerczego potwora i rzuciła się na mnie. Zacząłem uciekać ile sił w nogach, ale ona byłą tylko kilka centymetrów za mną. Krzyczałem. Nikogo nigdzie nie było, n ikt mnie nie słyszał. Musiałem sobie radzić sam.- Shane opowiadał ten sen, jakby naprawdę to wszystko przeżył. Trząsł się i czasami jąkał ze strachu. Holly nigdy by nie pomyślała, że Shane może być wrażliwszy od niej. Może na zewnątrz to twardziel, ale w środku jest tak miękki, jak ciasto w Giuseppe.- Skręciłem w jakąś boczną uliczkę i wybrałem taką drogę, żeby ją zgubić. Biegłem między budynkami i starałem się był tak cicho, żeby mnie nie usłyszała. Niestety cały czas czułem jej obecność. Takie mrowienie w dole pleców, czasem przeradzało się w palący ból. Nie wiadomo kiedy, osiedle zamieniło się w ciemny, gęsty las. Biegłem cały czas przed siebie, nie patrzyłem dokąd. Nagle usłyszałem Twój głos. Zatrzymałem się na chwilę zaskoczony. I wtedy mnie dopadła. Rozdarła garnitur i skórę. Krew ciekła po mnie jak pot, choć wcale nie zmęczyłem się ucieczką. Walczyłem z nią. Zadrapała mi twarz. Rzuciłem ją na drzewo czym zyskałem kilka sekund. Przeznaczyłem je na ucieczkę. Biegłem nadal słysząc Twój głos. Był coraz głośniejszy. Nagle wybiegłem na ulicę i zobaczyłem Ciebie. Wtedy się odwróciłaś. Powiedziałem...
-...”Pomóż mi, proszę.”
-Tak, dokładnie tak. Potem poczułem tępy ból przeszywający moje plecy i zemdlałem z wycieńczenia. Dalej już nic nie było, tylko ciemność. Po chwili się obudziłem i z ulgą stwierdziłem, że jestem we własnej sypialni a to był tylko sen.
-Wow. Miałeś gorszy sen niż ja ale najgorsze jest to, że dzieliliśmy go razem.
-Zgadzam się.
-Wiesz co? Skoro my mięliśmy ten sam sen, może Amy i Katie również go miały?
-Nie mam pojęcia, ale wiem, że musimy to sprawdzić.